Połów tuńczyków

Nie będzie chyba wielką przesadą stwierdzić, że na co dzień raczej nie zastanawiamy się nad pochodzeniem naszego jedzenia. Owszem, XXI wiek przyniósł wzrost powszechnej świadomości odnośnie produkcji żywności, ale czy w natłoku codziennych spraw mamy czas myśleć nad warunkami, w których powstały kupowane przez nas produkty? Tymczasem powinniśmy się nimi zainteresować, bo wpływają one na naszą codzienność (w końcu jeść musimy codziennie), a ich poprawa jest najprostszym sposobem na walkę z katastrofą klimatyczną i wymieraniem gatunków.

Populacja świata rośnie cały czas, a jej wzrost generuje wzrost zapotrzebowania na żywność. Dodatkowo coraz więcej ludzi na świecie poprawia swój status społeczno-ekonomiczny, co przekłada się na zwiększone zapotrzebowanie na niektóre produkty. Skoro coraz więcej ludzi ma coraz więcej pieniędzy, pojawia się w nich chęć wydania ich na towary, których dotychczas nie mieli, a mieć chcieli – wśród nich są różnorakie produkty spożywcze, takie jak np. świeże ryby.

 

Od lat sześćdziesiątych XX wieku wzrosło zapotrzebowanie na mięso morskich ryb, co świetnie widać na przykładzie połowów tuńczyków. Od tamtego czasu ich połowy na świecie wzrosły o 1000%! Tuńczyki są istotnymi elementami oceanicznych ekosystemów, a dalsze utrzymanie połowów na wysokim poziomie doprowadzić może do ich całkowitego wyginięcia, co z kolei poprowadzi do załamania się ekosystemów. Badania prowadzone przez ostatnie pół wieku dowodzą, że rozwój technologiczny (np. możliwość mrożenia większej ilości ryb na morzu) doprowadził do zwiększonej eksploatacji niemal każdego łowiska tuńczyków na świecie. Dodatkowo, często zdarzało się, że rybacy wyławiali także młode ryby, co utrudniało reprodukcję danej populacji. Jakby tego było mało, połów tuńczyków wpływa też na inne ryby. Szacuje się, że nawet 25% przyłowu, czyli innych ryb złapanych podczas połowu tuńczyków, to żarłacze błękitne. Tuńczyki są w stanie rozmnażać się szybciej i w większej liczbie niż żarłacze, więc te  przypadkowe połowy mogą mieć istotny wpływ na lokalne łańcuchy pokarmowe. Tuńczyki pełnią w nich podwójną rolę: zjadają mniejsze ryby, ale też zjadane są przez większe drapieżniki takie jak rekiny czy różne gatunki waleni. Ich zniknięcie może doprowadzić do załamania się ekosystemów.

Photo by Egle Sidaraviciute on Unsplash

Najbardziej narażone są tuńczyki z podgatunku błękitnopłetwych, które dorastają do większych rozmiarów niż żółtopłetwe, co czyni ich połów bardziej opłacalnym, i powszechnie uważane są za smaczniejsze. Największe z nich, atlantyckie tuńczyki błękitnopłetwe, dorastają do czterech i pół metra długości i mogą ważyć kilkaset kilogramów (najcięższy ważył 684 kilogramy)! Żeby chronić ich populacje, a co za tym idzie środowiska, w których żyją (a także, żeby zapewnić sobie ich stały dopływ) Międzynarodowa Komisja ds. Ochrony Atlantyckich Tuńczyków (ICAAT) zmniejszyła dopuszczalne limity połowów. Limit na 2020 rok dla krajów członkowskich wynosi 62 500 ton i ma zmniejszać się z każdym kolejnym rokiem. Według obliczeń, limit 50 000 ton pozwoli populacji tuńczyków na 70% regeneracją do 2028 roku.

Oprócz oczywistego i widocznego zagrożenia dla zwierząt i środowiska naturalnego, rybołówstwo generuje też zagrożenia dla pracujących w nim ludzi. Sześćdziesiąt procent połowów tuńczyków na świecie pochodzi z rejonu Oceanu Spokojnego i często wiążą się one z poważnymi nadużyciami wobec wykonujących je ludzi. Organizacje społeczne i ekologiczne z tego regionu donoszą, że pracownicy przemysłu rybołówczego borykają się z opóźnieniami czy wręcz brakiem wypłat, a nawet z fizyczną przemocą ze strony swoich przełożonych. BHRRC, organizacja zajmująca się obserwowaniem i zgłaszaniem nielegalnych praktyk biznesowych, zbadała warunki pracy w trzydziestu pięciu firmach zajmujących się połowem tuńczyków. Badania pokazały, że dwie trzecie badanych firm ma w swoich regulaminach katalogi dobrych praktyk i teoretycznie wysoko ceni sobie prawa człowieka, ale nie wychodzi to poza tekst, a przypadki nadużyć są tuszowane. Organizacja wprost mówi, że integralną częścią połowu tuńczyków jest niewolnicza praca.

W 2019 roku, podczas dorocznej noworocznej aukcji rybnej w Tokio, restaurator Kiyoshi Kimura zapłacił 333,6 miliona jenów (równowartość 3,1 miliona dolarów) za ważącego 278 kilogramów pacyficznego tuńczyka błękitnopłetwego. Rosnące z roku na rok ceny tuńczyków na tego typu aukcjach uświadamiają, jak ważne są one dla przemysłu sushi. Sushi i sashimi były jednymi z powodów, które doprowadziły do znaczącego wzrostu poławianych tuńczyków. Tuńczyki są też przykładem na to, jak jedzenie, które przez wiele lat uważane było za pokarm biedaków staje się produktem luksusowym. Do początków XX wieku mięso tuńczyków było w Japonii postrzegane jako jedzenie biednych ludzi. Japończykom nie odpowiadał metaliczny smak ich mięsa, więc dokonywali wszelkiego rodzaju obróbek, żeby się go pozbyć. Toro, brzuszna część tuńczyka przez wielu uważana za jedną z najsmaczniejszych części, była powszechnie stosowana jako pokarm dla kotów! Jednakże od początku XX wieku spożycie mięsa tuńczyka rosło, a prawdziwy boom przyszedł między latami sześćdziesiątymi a siedemdziesiątymi, kiedy to sushi podbiło serca i żołądki mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Szacuje się, że od drugiej połowy XX wieku światowa populacja tuńczyków spadła o 96% w porównaniu do tej z pierwszej połowy.

Jest więc to ostatni moment, w którym możemy zadbać o to, by populacje tuńczyków mogły się odbudować. Co my sami możemy zrobić? Przede wszystkim, jeśli już koniecznie musimy zakupić tuńczyka, wybierajmy ryby posiadające niebieski certyfikat MSC – Marine Stewardship Council, organizacji, która oznacza ryby i owoce morza ze zrównoważonych połowów.

Postarajcie się o tym pamiętać następnym razem, gdy będziecie jeść tuńczyka z puszki albo pójdziecie na sushi. A po sztuczne, ale prawdziwe, tuńczyki zapraszamy do Hydropolis!